środa, 3 lutego 2016

[LIFESTYLE] Harcbieg


 
Charakterystyczną formą aktywności wędrowników jest służba. Służbę można realizować zarówno w organizacji jak i poza nią, co wie każdy, kto miał chociaż krótki epizod w drużynie wędrowniczej. Sytuacją idealną wydaje się być ta, w której służba nosi dodatkowo znamiona wyczynu. Dwie pieczenie na jednym ogniu!

Od tego się zaczęło

W zeszłym roku na kilka tygodni przed Dniem Myśli Braterskiej dostałam wiadomość:
"Kumplu, zobacz jaka wspaniała inicjatywa!".
Weszłam na stronę, poszperałam i tak właśnie dowiedziałam się czym jest Harcbieg. Oczywiście mimo kondycji na poziomie zerowym i wieloletniej niechęci do biegania - wystartowałam w pierwszej edycji. Przełamując swoje lenistwo, mogłam komuś pomóc, a zasady biegu są na tyle elastyczne, że mogłam biec z dowolnego miejsca w Polsce. To bardzo wygodne. Od tamtej pory w każdej edycji zawsze biegł ktoś z drużyny, ale zawsze - sam.

Zróbmy to razem

W listopadzie odbywała się kolejna edycja Harcbiegu z okazji Święta Niepodległości. Wtedy padł też pomysł, aby zmobilizować jak najwięcej osób z hufca, żeby wzięły udział w biegu. Od pierwszej edycji doszły nowe dyscypliny, mianowicie jazda na rowerze i rolkach, więc każdy mógł wybrać coś dla siebie. Była to idealna okazja, do tego aby razem, całą drużyną przemóc swoje lenistwo. Postanowiliśmy podzielić się na patrole w zależności od dyscypliny i wybranego dystansu, tak, aby zawsze mieć kogoś u boku.

Siła rozumu, ducha i ciała

11 listopada, ranek, wejście do Lasu Bielańskiego. Wędrownicy z naszej drużyny czekali wraz z kilkoma instruktorami z hufca. Widać, że każdy się przygotował - nie brakło termicznych ubrań, sportowych butów, odblasków, a także, mimo wspaniałej pogody - czapek.  Ruszyliśmy. Po chwili biegliśmy już w parach i trójkach, w zależności od tempa. Co było do przewidzenia - panowie wysunęli się na prowadzenie. Na początku próbowałam im dotrzymać kroku, jednak po dwóch kilometrach zwolniłam tempo. Jak już wspominałam nigdy nie miałam za dobrej kondycji, ale biegłam dalej. W pewnej chwili panowie zniknęli mi z horyzontu, a dziewczyn biegnących za mną jeszcze nie było widać. Biegłam sama. Był to ten krótki moment, w którym w głowie rozpętała się burza pomiędzy "nie dam rady" a "biegnij szybciej". Biegłam coraz wolniej, a raczej trucht przeplatałam z marszem . Początkowa motywacja i zapał niebezpiecznie zbliżały się do stanu zerowego. W tym samym momencie widzę, jak jeden z chłopaków biegnie do mnie z naprzeciwka. Już im się droga skończyła i zawracają? - pomyślałam i o to samo zapytałam.
- Nie, wróciłem po Ciebie. - odpowiedział.
Na twarzy wyraz zdziwienia zamienił się z uśmiechem. W głowie pojawiała mi się tylko jedna myśl - Kumple! Zasapana ruszyłam dalej. Dobiegliśmy do końca drogi postanawiając poczekać na resztę. Jak już byliśmy w komplecie i podzieliliśmy się wodą, ruszyliśmy dalej. Ostatni kilometr pokonaliśmy już w zdecydowanie bardziej zwartej ekipie wzajemnie się motywując. Wszyscy przebiegliśmy wybrany dystans w odpowiednim czasie, kończąc swój Harcbieg z uśmiechem na ustach i szlachetnym odcieniem purpury na polikach.
W ten prosty sposób dorzuciliśmy się do pomocy małemu Arturowi choremu na mukowiscydozę. A ja jako drużynowa po raz kolejny, przekonałam się, że nasza drużyna potrafi robić dobre rzeczy i jednocześnie dbać o siebie nawzajem.
 
Druhu drużynowy, druhno drużynowa, biegaj ze swoimi wędrownikami!



 
O autorce:
pwd. Anna Rudzińska

Drużynowa 56 WDW "Nieprzemakalni". 
Studiuje Architekturę Krajobrazu na SGGW. 
Jest fanką pysznego jedzenia i nie śmiesznych żartów.